Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

sama powiedziałam przed chwilą, że dzisiejsza młodzież jest chciwa, ale widzi pani czasy są takie ciężkie, że wejrzawszy bliżej w tę kwestyę, doprawdy nie należy się nawet bardzo dziwić...
— I cóż więcej mówią?
— Ano, że niby były z tego powodu jakieś wyjaśnienia, że pani obiecywała dać coś w przyszłości; mówiono jednem słowem i tak i owak... i no... że wreszcie pan Kazimierz, aczkolwiek z bólem serca, zmuszony był odesłać pierścionek... ale co to?! pani blednie! drży... na miłość Bozką! co pani jest? Może wody?
— Istotnie — odrzekła radczyni słabym głosem — czuję się niedobrze.
— Ah! to moje opowiadanie fatalne!
— Nie, pani, to słońce... Jestem nadzwyczaj niewytrzymała na gorąco... a taki upał... Zrobi mi pani wielką łaskę, jeżeli raczy mnie odprowadzić do dorożki.
— Ależ odwiozę panią do samego domu. Może doktora zawezwać? może...
— Nie, nie, dziękuję, to przejdzie, która godzina teraz?
— Za kilka minut pierwsza.
— To doskonale, Stasia zawsze o tej godzinie jest w domu, a to mój najlepszy doktor i opiekunka zarazem.
— Pani powiedziała, że o tej godzinie, czyż więc panna Stanisława nie znajduje się przy pani przez cały dzień?
— Stasia na parę godzin codziennie wychodzi na