Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

miasto... Ona jest taka uzdolniona... Daje lekcye... Nie dla chleba, bo tego nie potrzebuje... lecz tak sobie, dla przyjemności... Zdaje mi się, że nawet bez żadnego wynagrodzenia... Ale otóż i brama. Dziękuję serdecznie pani, dziękuję za miłe towarzystwo i za odprowadzenie.
— Odwiozę panią...
— Niech się pani nie trudzi... pojadę sama... Już moje osłabienie przeszło... czuję się znacznie lepiej...
W istocie biedna kobieta czuła się jeszcze gorzej, lecz nie chciała prezentować przyjaciółce swego ubogiego mieszkania, owych dwóch pokoików małych, ciasnych, umeblowanych biednie. Pojechała więc sama.
W dorożce zrobiło jej się tak słabo, że musiała się chwytać rękami za oparcie, z obawy żeby na bruk nie wypadła, a kiedy nareszcie dojechała do domu, nie mogła zejść o własnych siłach.
Stróżka z pomocą dwóch swoich kumoszek wprowadziła, a raczej wniosła biedną kobietę do mieszkania.
Właśnie przed chwilą Stasia powróciwszy z miasta włożyła biały fartuszek i ząjęła się przygotowaniem jakiejś ulubionej potrawy dla matki.
Gdy zadzwoniono, z uśmiechem na ustach ku drzwiom pobiegła, aby matkę, której powrotu lada chwila się spodziewała, przywitać i popisać się przed nią swoją kucharską zręcznością.
Zobaczywszy matkę zmienioną i bladą, krzyknęła z przerażenia. Przy pomocy stróżki przeniosła ją