Czesław skończy nauki przy pomocy rodziców, spokojnie, nie wysługując się ludziom... Niestety... Bóg zabrał nam ojca, a ja, cóż ja? Wyobrażałam też sobie, że ty moja Stasiu...
— Powtarzam mamie, że mnie to nic nie martwi... od chwili, w której zdjęłam z palca ten nieszczęśliwy pierścionek, spokojniejszą już, swobodniejszą się czuję.
— Prawda, że nie masz pierścionka.... i ja nie zauważyłam tego! kiedy się to stało, moja Stasiu, jak to się zrobiło, opowiedz...
— Po co mówić o tem, co już powinno być zapomniane, droga mamo.... po co poruszać te popioły? I dla mamy byłoby przykro roztrząsać te szczegóły. Rozmyślił się pan Kazimierz i dość na tem.
— Nikczemny! — szepnęła Radczyni.
— Nie, mateczko, praktyczny tylko... nic więcej.
— I ja nie zauważyłam, że nie masz już tego pierścionka — rzekła matka, ujmując rękę Stasi — ja nie zauważyłam, to szczególne! Ha! przez łzy gorzej się widzi, a ja teraz ciągle łzy mam w oczach, ciągle łzy i tylko łzy.... Ale czemuż cofasz rękę Stasia?
— Muszę odejść do kuchni mateczko.
— Nie, zaczekaj no trochę... Co to jest? Tyś, miała takie bieluchne, delikatne rączki...
— Ależ są zupełnie takie same jak dawniej, zapewniam mamę.
— Cóż znowu! Przecież widzę! ręce ci zgrubiały i wyglądają jakby narobione. Od czego?
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.