— Tak, tak, panie.
— Otóż chciałem zaproponować państwu zmianę lokalu.
— To znaczy — rzekł Czesław — ze nam pan mieszkanie wymawia; szkoda, przyzwyczailiśmy się, ale trudno, jak trzeba to wyprowadzimy się ztąd, od kiedyż to:
— Co też pan mówi!? Przeciwnie, ja chcę państwa jak jak najdłużej zatrzymać, proponuję tyłko zmianę lokalu. Mam tu w oficynie na dole śliczne trzy pokoiki, suche, ciepłe, widne, okna wychodzą na ogród... dla pani radczyni będzie to idealne mieszkanko.
— Zdaje mi się, że pan sam je teraz zajmuje.
— Tak jest, ale chciałbym przenieść się na drugie piętro.
— Dlaczego?
— Proszę pani, mam w tem swoje widoki. Po prostu oto dla zdrowia. Czuję żem trochę ociężał, a jak kilkanaście razy dziennie będę musiał wchodzić na drugie piętro i z powrotem, to taka agitacya wybornie mi posłuży. Jestem o tem najmocniej przekonany. Jakże więc, przystaniemy na zmianę?
— Jak ty myślisz, Czesiu? — zapytała Stasia.
— Możnaby przystać, bez żadnego namysłu — odrzekł — ale uważasz, tamto mieszkanie na dole jest znacznie większe niż nasze i zapewne o wiele droższe, a my — dodał zwracając się już wprost do gospodarza — my, panie szanowny, nie kryjemy się z tem, że nie jesteśmy zamożni...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.