wał się prędzej, żeby skończyć już! Tak mi dobrze, mój Antosiu... tak dobrze! Patrz — mówiła, zsuwając, chustkę z głowy — patrz. Gdzie się podziała tamta Józia z przed lat dziesięciu? Zwiędła, zmarniała jak jagoda po świętym Marcinie, zatraciła się całkiem. Powiedz mi ot lepiej, Antosiu, jak tobie teraz na świecie? Ja cię tylko raz zobaczyłam i wszystko, wszystko co miałam dobrego w życiu, obudziło się we mnie — i jeść nie mogłam i spać nie mogłam i coś mnie tu wołało do lasu, żebym szła, żebym zobaczyła ciebie. I teraz oto widzę cię, przyszedłeś... powiedz mi jak ci: źle czy dobrze? powiedz, niech usłyszę, a potem idź z Bogiem, i jeżeli mnie kiedy spotkasz, nie patrz na mnie, i jeżeli będziesz tam gdzie ja będę, nie mów do mnie, i jeżeli ci kto o mnie powiadać będzie, nie znaj mnie... bo ja nie twoja, Antosiu, ani ty mój.
— Józiu, Józiu! — zawołał, przysuwając się do niej.
— Odejdź, odejdź... proszę cię, jeśli mi co dobrego życzysz. Ja chciałam tylko spojrzeć na ciebie, o los twój zapytać.
— Ty za Rafała wyszłaś?
— Tak jest... Ojciec był dość bogaty, ale później popadł w nieszczęście. Rafał z Lipowic dojeżdżał do niego, pieniędzy pożyczał, to tak, to owak, kręcił, szachrował, aż tak ojca omotał, oplątał, tak go w sprawy różne powciągał, że sposobu żadnego nie było! Życie mieliśmy zatrute. Kiedy owdowiał, zaraz mu się uwidziało, żeby się ze mną żenić. Wiesz, że nie chciałam, wiesz, wielem przebolała i przepłakała. Akuratnie
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.