Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chodź — rzekła spokojnie — spróbuj...
Ryknął jak niedźwiedź, ale odskoczył.
— Poczekaj, poczekaj — wygrażał — ty się będziesz jeszcze u nóg moich włóczyła... ty zatracona, szalona ty... wilczyco!...
— Wilczyca kąsa — rzekła — nie igraj... Zjedz co przed tobą stoi i do roboty idź, w pole czas.
— Niedoczekanie twoje! Właśnie robota mnie w głowie! Na takie pieniądze jakie mogą mieć! Parobków sobie przyjmę. Nie mnie orać, nie mnie żąć i kosić! Ja pan, a ty! ty! com cię z biedy, z nędzy wziął, com cię kupił poprostu od ojca... ty, skoro mi żoną nie chcesz być, sługą będziesz, wyrobnicą, wołem! Do brony cię zaprzęgnę, po polu ganiać będę, póki z ciebie całkiem ducha nie wypędzę... albo póki do rozumu nie przyjdziesz. Wybieraj sobie co wolisz, żmijo!?
— Nie chcę ja twego państwa... wolę sługą być.
— To ruszaj w pole, nie jedz darmo chleba, bo i tak mnie drogo kosztujesz, cyganko!
Roześmiała się na te słowa, ale takim śmiechem dziwnym i przykrym, że Rafałowi aż mróz po kościach przeszedł. Jeszcze chciał coś mówić, lecz ona już z izby wybiegła, nawet kawałka chleba ze sobą nie wziąwszy.
On z chciwością wielką do jedzenia się zabrał. Łykał jak wygłodniały wilk, bo go i droga i bezsenność zmorzyły, a pijany też był dużo, może nie tyle od wódki, którą go Mordko w drodze poił, ile od obietnicy zysków wielkich i bogactw.
Upił się samem myśleniem o tych skarbach, jakie