kuse, opięte, co ani człowieka nie ogrzeje zacnie, ani nie osłoni jak się patrzy.
Dziewczyny także miały na jarmark swoje zamierzenia, bo, według swego panieńskiego stanu, każda potrzebuje ozdobności i stroju wszelakiego. Po jesieni, adwent tylko się mignie, a potem gody nadchodzą i zaraz zapusty, wesela, a chociaż każda niby to się sroma, niby wstydzi i mówi, że przy ojcu i matce chciałaby cały swój wiek przesiedzieć, a przecież w duchu całkiem co innego myśli i czeka tylko jakby z domu wyfrunąć, a na swoje coprędzej pójść.
Chytry bo ten naród kobiecy i skryty — co innego w mowie, a całkiem co innego w sercu — i żeby chłop nie wiem jak mądry był, to go zawsze kobieta przebiegłością swoją otumani i omota.
Tak samo i z jarmarkiem; mężczyzna ma swoje interesa, swoją sprzedaż, swoje kupno, pojechałby sam i załatwił lepiej i do domu powrócił prędzej, ale, podług przemówienia kobiecego, musi brać z sobą i żonę i córki, bo jak go obsiądą, jak molestować a namawiać zaczną, niema sposobu się wykręcić, choćby piskorzową ślizkość miał, choćby się nie wiem jak wywijał.
A kobiety o jarmarkach bardzo przemyślają.
Już od Różańcowej począwszy, po książce do nabożeństwa, dojdą dokumentnie, kiedy świętego Franciszka, kiedy Brygidy, Jadwigi, Łukasza, Urszuli, Rafała, Szymona, Marcina. Inszy organista tego pomiarkowania nie ma w kalkulacyi Świętych Pańskich, co one — i choćby mąż, albo i ojciec zapomniał, to one przypomną i tak będą przymawiały, tak zachodziły
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.