Widział on też dobrze Rafałowej smutek i dziw go wielki zdjął.
Dlaczego ona taka?
Przecież zdrowie ma i młodość ma i męża ma i fortunę piękną i pieniądze, a przecież wcale się tem nie cieszy. Inna lubiłaby się ustroić i zabawić i pokazać się światu, czy na jarmarku, czy na odpuście, a ta wcale nic. Dlaczego? dlaczego ona insza niż wszystkie?
Tak sobie nieraz żyd ten rozmyślał, dumał i Rafała okolicznie, ostrożnie zapytywał i oczy swoje bystre na przeszpiegi puszczał, ale dociec nic nie mógł. A ciekawość go zdejmowała okrutna; miarkował on, że taki smutek bez przyczyny nie jest, że się w nim jakaś rzecz kryć musi, a czem trudniej mu było to spenetrować, tem bardziej ciekawość w nim rosła.
Według przebiegów swoich i spekulacyj on chciał całe dawne życie Rafała przeniknąć, każde jego pomyślenie znać nawylot; chciał przejrzeć go jak wodę w szklance... a tu oto natrafia na taką kwestyę, której w żaden sposób zrozumieć nie może.
Począł się na sposoby różne brać, podpatrywać, podglądać...
Nieraz, gdy Rafałowa jeszcze w polu na robocie była, albo poszła w olszynę do rzeczki chusty prać, on stanął przed nią nagle, niespodzianie, jak gdyby z nieba spadł, albo z pod ziemi wyrósł; ukłonił się, jakie słowo powiedział i odchodził, jakby nigdy nic, jakby przypadkiem tylko na jej drodze się znalazł.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.