Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

bezbożnik jesteś? może masz jakie pomyślenia, co nie przystoją na sprawiedliwego starozakonnika?
I zaraz poczęli szemrać, ale Mordko splunął trzy razy, nakrzyczał na nich, że takie posądzenia mają i wytłómaczył im, że mając różne z Rafałem konszachty, potrzebuje wszystko o nim wiedzieć.
Dowiedział się wszelako nie więcej nad to, że Rafałowej ojciec pod koniec życia swego zbiedniał i że niedługo potem jak córkę za mąż wydał, umarł.
Tyle tylko z podróży do Lipowic przywiózł i ma się rozumieć nie wystarczyło mu to.
Próbował samego Rafała okolicznie przepytać, a właśnie teraz, na jarmark na jednej furze z Hulajduszą jadąc, najlepszą miał do tego sposobność.
Rozmawiać mogli całkiem swobodnie, bo niemowa ani słyszeć, ani wygadać też sekretu żadnego nie potrafiła.
Droga była piasczysta, ciężka, koń stąpał powoli, choć go Rafał, jako z natury swojej niecierpliwy, często biczem chłostał.
— Ny, panie Rafale — rzekł Mordko — nasz Zacharyasz to cały dziedzic jest.
— Alboż co?
— Widział jegomość jak on sobie jechał na jarmark? Jak cały pan! z żoną, z córkami i nie wozem, ale po pańsku, bryczką i sam koni nie poganiał, tylko chłopak na koźle siedział. Cały dziedzic, na moje sumienie!
— A niech go tam!
— Ma się rozumieć, co ma do tego? Niech on so-