do grobu nie brał, lecz dzieciom nakazał, aby się wszystkiem sprawiedliwie, według równości, podzieliły.
I oto obok starego dworu powstało nowych sześć, w nich sześć młodych rodzin osiadło — i dobry Pan Bóg nie dał zacnemu rodowi zaginać, ale rozmnożył go w potomstwie w dziesięcioro.
I znowuż działy zrobiono, synowie pożenili się, córki zamąż poszły; zamiast kilku dworków, stanęło kilkanaście, a dalej, z czasem... wioska cała.
Poćwiertowano bór, podzielono łąki na skrawki, pola na zagony — i najeżyła się cała przestrzeń kopcami, a wśród zagonów pokładły się długie miedze, kaleczone i obszarpywane ciągle kości niezgody...
Ród rozmnożony licznie jeść żądał, a ziemia jedzenia nastarczyć nie mogła, więc „pan brat“ pychę z serca zruciwszy, parobka odprawiał i sam się do sochy zabierał, jejmość z panienkami do żniwa poszła — panicz bydełko w pole wypędzał...
Dziczało to rozmnożone plemię, ciemniało — i w szarpaninie nieustannej, w walce o kawałek zagona, o chleb, zatracało powoli szlachetniejsze instynkta — ale często z tej sfery odrywały się także jednostki śmielsze, szły przebojem, z losem przeciwnym walcząc, i zdobywały sobie naukę, stanowiska, stawały się dobremi sługami kraju.
Takich pracowników dzielnych, za młodu w twardej szkole życia chowanych, możnaby setkami wyliczać.
Kto wie? może to właśnie te same ciekawe dzieciaki, które dopytywały ojców o stare strzemiona
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.