Rzekła, że nieprzystojnie godnemu szlachcicowi gołą skórą baranią świecić, tylko trzeba kożuch suknem pięknem pokryć.
Jakoż zaraz zawołała Abramka, który można powiedzieć pierwszy krawiec na całe miasto był, nabrała szaraczku i kazała mężowi porządny futrzany surdut sporządzić. Wolałby Milczek taki wyszywany kusy kożuszek, jak Ignacy miał, dostać, ale wiedział, że z żoną żartów niema, i że skoro ona co powie, to żeby kto nawet na głowie chodził, jej słowa nie odmieni.
Zacharyaszowa z córkami i inne szlachcianki rozeszły się po kramach, a wiadomo, że dla kobiety to nad wszystkie uciechy uciecha, nad wszystkie radości radość. Aż im oczy biegają, gdy żydówka pocznie w kramie różne fatałachy rozkładać. A to chustki czerwone i żółte pierwszomodne, a to na sukienki, na kaftany, na szuby. I to ładne i to jeszcze ładniejsze, niewiadomo co kupić i niewiadomo co wybrać. Dopieroż narady między sobą, pytania... a i to bywa zawodne, bo insza przyjaciółka fałszywa właśnie naprzekór doradzi, żeby sobie samej najpiękniejszą, rzecz kupić. Gdy już wybiorą, wtedy dopiero targ, użeranie się. Żydówka się zaklina, zaprzysięga na męża, na dzieci, na wszystkie niemoce ludzkie i słabości, że już taniej oddać nie może; wzywa śmierci nagłej, ziemi rozstąpienia, rąk i nóg połamania, kości uschnięcia, pomsty wszelakiej że i wysłuchać trudno, a szlachcianki się upierają przy swojem, że za drogo, że chybaby z rozumu obrany takie duże pieniądze mógł tracić! I gniewają się, odchodzą, a odedrzwi znowuż im żydziaki za-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.