Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

i ostrogi na strychu; dzieciaki, co źrenicami roztwartemi szeroko usiłowały przeniknąć, co jest w papierach zbutwiałych, które ojciec ze czcią religijną przechowuje na samem dnie skrzyni, pod kłębkami nici i wełny, pod najparadniejszem świątecznem odzieniem.
Może to właśnie były te dzieci, które nie zważając, że kartofle stygną, albo że się wiśnie na drzewie czerwienią, słuchały opowieści ojcowskich o wielkich biskupach, rycerzach, o mądrych ludziach, co pieczęci królewskich strzegli i kodeksy praw własnemi rękami pisali.
Dużo tych dzieciaków wybiło się nad poziom szarego tłumu — niejeden pełną garścią dorzucił szczerego złota do skarbca obywatelskich zasług, lub nauki.
Ogół biedny, przykuty do roli, do brony i sochy, pcha wytrwale ciężką taczkę życia, skąpi i pożądliwie na ziemię spogląda, widząc w niej szczyt marzeń swoich i dążności.
Ogół dumny jest z tych zagonków swoich, rozrzuconych w dziesięciu polach, wąziutkich a długich tak szkaradnie, że jak oracz od jednego końca sochą je krajać zacznie, to ledwie na południe do granicy przeciwległej dojdzie. Ideałem każdego z takich siermiężnych pracowników roli, również jak i chłopskim ideałem, jest zdobyć jak najwięcej tych zagonów, jak najwięcej ziemi!
Na tym to gruncie wyrosła i pracowitość mrówcza i chciwość bez granic i skąpstwo — i namiętności dzikie, nieokiełznane niczem.