Chustka z głowy jej spadła, czarne włosy rozpuściły się po ramionach, ręce miała powalane od błota, od krwi, od smoły...
Policyanci, choć draby silne, poradzić jej nie mogli, aż dopiero kilku łyków pijanych w pomoc im przyszło. Pochwyconą za ręce i nogi, pięciu czy sześciu w powietrzu niosło, a za każdem jej szarpnieniem, za każdem rąk wyprężeniem, wszyscy pięciu zataczali się jak pijani i omało nie padali na ziemię.
Gryzła, pieniła się, jak szalona, a krzyczała głosem nieludzkim, za nią zaś biegła cała gromada ciekawych, a najwięcej, prawdę mówiąc, głupich co na ludzkie nieszczęście lubią patrzeć jak na hece cudaczne, które komedyanci po jarmarkach pokazują.
Wszystko to przepychało się, przeganiało, tłoczyło, a byli tacy co już naprzód pobiegli, aby się do magistratu dostać i tam dokumentnie widzieć co się dziać będzie.
Za niemową, wprawdzie nie za ręce ciągnięty, ale dobrze przez łyków pilnowany, szedł jakiś chłopak młody, wysmukły, a taki na gębie ładny, że dziewczyny w niego jak w obrazek patrzyły.
Chociaż w takiej oprymacyi, w gwałcie, szedł on spokojnie, nie spiesząc, i choć go się ten i ów zapytywał i choć inszy za rękaw go pociągnął, niewiele zważał na to, tylko smutnie spoglądał czarnemi, dziwnie uroczemi oczami.
Cały tłum przed magistrat się przypchał.
Burmistrz na ganku stał, a miał na sobie mundur z guzami złotemi, z kołnierzem czerwonym i gruby
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.