jedno drugiemu wody nie zamąciło, jedno na drugie palca nie zakrzywiło...
On nic.
— Czy ja ci kiedy krzywa była? czy ja kiedy na kogo spojrzała? czy choćby w pomyśleniu co grzesznego miała? Czyś nie miał wszystkiego co trzeba; czy to według jadła, czy to według oprania, czy według gospodarstwa? Ja tobie żona sprawiedliwa, ja tobie przyjaciółka wierna, ja tobie gospodyni zabiegliwa, a ty przedemną sekret czynisz!
Zacharyasz i na to nic.
— Ty mnie nie zmanisz, bo ja ciebie dobrze znam, bo ja każdy twój smutek przez siódmą skórę poczuję. Ty masz coś na wnętrzu, co cię dolega, co cię boli i piecze. Toż ulżyj sobie, powiedz! Zawsze we dwoje lżej, zawsze co dwie głowy, to nie jedna, a choć ty człowiek mądry, choć ty dużo już świata widziałeś i dużo wielkich interesów podjąłeś, jednakowoż i ja nie całkiem też obrana jestem z rozumu i moje słowo nie jest psie szczekanie, ale poludzkie słowo. Ty nie patrz że ja kobieta, bo insza kobieta też kalkulacyę swoją ma, może bardziej nawet niż mężczyzna. Zacharyaszu, mężu, odezwijże się przecie, powiedz!
On fajkę z ust wyjął, popatrzył na żonę i pomyślawszy trochę, rzekł:
— Idź.
— Ha! idź; to u ciebie jedne tylko słowo, dla kobiety życzącej, dla żony co do cię ze szczerego serca przemawia i we frasunku twoim, w markotności ulżyć, a pocieszyć pragnie...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.