Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

bieliły, to w ogrodach miały do czynienia, bo to właśnie i kopanie i sadzenie i wszystka nagłość na nie przyszła, żeby każda rzecz była zrobiona jak się patrzy.
Najwięcej zatrudnienia miała Milczkowa, pod ogród bo piękny gruntu kawałek zajęła, dla przychodu grosza powiększenia.
Mądra ta kobieta dawno sobie kalkulacyę taką wymyśliła, żeby chłopca swego do szkoły oddać i do większej edukacyi sposobić.
— Mam męża głupiego — mówiła — niechże przynajmniej o synu tak nie powiedzą... niech się uczy.
Chłopak zaś zdatny był i choć po wszystkich płotach, po wszystkich drzewach łaził, jak nieprzymierzając kot, ale ciekawość miał, czytać na każdej książce potrafił, a pisał tak foremnie, że mu aż pióro w garści piszczało...
Choć sam Milczek głowinę ladajaką miał i tylko zęby szczerzyć potrafił, ale w familii jego byli ludzie mądrzy, co się nawet wysokich urzędów dosłużyli, bo jeden asesorem przy sądzie, a drugi patronem był sławnym. Osobliwie tego drugiego znali ludzie dobrze, bo siła szlacheckich spraw prowadził i rzadkie zdarzenie było, żeby kiedy którą przegrał.
W familii zaś Milczkowej ksiądz był jeden znaczny, całkiem wspaniały ksiądz, proboszcz i kanonik. Pierścień wielki na palcu nosił i łańcuch złocisty na piersiach. Choć dalszy trochę krewny, ale się familii swojej nie wypierał, szaraczkami nie gardził i owszem, jak kto przez jego parafię przejeżdżał i do niego wstą-