Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

pił, to go ksiądz grzecznie i zacnie podejmował, dobre słowo powiedział i obrazków świętych kilka dał dla dzieci.
Milczkowa tedy, uważając na takie znaczne w rodzie swoim osoby, uschłaby chyba z żalu i zamizerowałaby się na szczęt, gdyby chłopaka swego nie mogła forytować, a choć szkoła kosztu wielkiego potrzebuje i dzieciaka od bydła pasienia odrywa, ale też i honor znaczenie swoje ma, więc też nie żal pieniędzy wydać.
Nieraz rozmyślała sobie kobiecina, jakiej to pociechy ze swego chłopaka doczeka i co mogła groszowiny urwać, to zbierała, odkładała, zawijała w wielkie kłęby wełny i tak na samem dnie skrzynki przechowywała dla dziecka.
I on też, chłopak ten, do książki wielką ciekawość pokazywał i zdatność, do mszy służyć umiał pięknie i z książki się modlić potrafił, a jak czasem na naukę do kościoła poszedł, to za powrotem do domu, słowo w słowo, wszystko co ksiądz mówił, dokumentnie powtórzył do jednego wyrazu.
Przytem i dowcipny był chłopiec na podziw i na gębie gładki jak dziewczyna, a matce tak się potrafił przypochlebić, że przepadała za nim kobieta i nieba rada mu była przychylić.
Długi czas jeszcze w Lipowicach Milczkowa o pomyśleniu swojem nie powiadała nikomu, bo i sama nie mogła wiedzieć jak Bóg da, czy z zamierzenia będzie jaki skutek, czy nie, ale teraz w Latoszynie, na