— Oj, oj! dla czego nie? nawet bardzo byłbym kontent z takiego szczęścia, bo widzisz, jagodo moja, honor to jest, niema co gadać, a prócz tego powiadają, że kto ma księdza w rodzie, temu bieda nie dobodzie.
— A w naszym rodzie były znaczne osoby, księża też byli.
— Oj, oj, i jacy jeszcze!
— Dla czegoby więc Adaś...
— Alboż ja co mówię? niech sobie. Ja nie bronię.
— Nie bardzo jabym na twoje bronienie zważała, ale jako męża pytam... zawszeć to ty niby głowa w tym domu... mąż.
— Alboż nie? i jaki jeszcze!
— Właśnie dla tego pytam, jakie twoje pomiarkowanie o tem jest?
— Moje?... żebyś ty mi, kobieto, do przegryzienia co dała...
— Ej, ty wilku, tobie tylko jadło w głowie!
— To też daj... jak będę miał co w zębach, to mi może z głowy wylezie.
— Boże miłosierny! to zawsze z nim tak! ani mowy, ani rozmowy, ani wyrozumienia. Żebyś ty choć raz powiedział co do rzeczy.
— A toż powiadam ci, kobieto, wyraźnie: chcesz chłopaka uczyć, to ucz, ja nie bronię. Chcesz, żeby księdzem był, niech będzie, ja też nie bronię. Nawet choćbyś i ty sama chciała...
— Co?
— A ty! ucz się jeśli chcesz, nawet po osobie
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.