że i Piotrowi jakoś się język rozwiązał, a wiadomo że Piotr dużo różnych rzeczy wiedział, a najbardziej dawnych, co już ludzie mało pamiętają nawet.
Zacharyasz i Milczkowa pilnie słuchali, bo Piotr oto opowiadał o wielkim procesie, który lipowicka szlachta z sąsiednią znowuż szlachtą z Zawadek prowadziła o las.
Było czego posłuchać, bo Piotr opowiadał wszystko po porządku: zkąd sprawa poszła, jak poszła, kto pierwszy najście gruntu zrobił, kto pierwszy do sądu zapozwał, jak bitwy o ten las były wielkie, że z jednej strony całe Lipowice, z drugiej całe Zawadki wychodziły, kto z kłonicą, kto z widłami, kto z cepem, a nawet i z kobiecego rodu, który w sile mgły, ale w zawziętości nieprzeparty, też pochwytały kosiory, ożogi, pomiotła, która co miała pod ręką i za mężami do lasu biegły...
— I tak — powiadał Piotr — szły bywało obie strony przeciwko sobie, z szumem, hukiem, gwałtem, jako dwie wody wzburzone, gdy groble obalą i zniosą, a jak dopadły do siebie, jak się zakotłowały między sobą, zmięszały... jak podniosły krzyk!... Jezusie Nazareński! sądny dzień to bywał. I ojciec mój nieboszczyk opowiadał, i ja sam z maleńkości jeszcze pamiętam, a co już wasza pamięć objąć nie może, bo właśnie ja najstarszy między wami jestem, ile to z onej kwestyi bitew wielkich powstało. Kto jeno żył w Zawadkach, ten lipowickich ludzi gorzej niż za psów uważał, a lipowiccy znów dla Zawadek też nie lepsi byli. Z onej wielkiej sprawy wynikały insze, małe znów, o oka pod-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.