ostatnie stracić, nie ustąpi drugiemu ni krzty. Pamięta sąsiad tę sprawę co Szymon z Wincentym przez siedm lat mieli?
— O psa.
— Tak, tak, właśnie o psa. Za tę mitręgę i koszt co ponieśli, toby nie marnego psa, ale stado owieczek kupił, a przecież jeden drugiemu nie ustąpił. Ambitne ludzie! byliby się na dzisiejszy dzień jeszcze prawowali, ale pomarli oba w jednym roku.
— Mój panie Pietrze — zapytała Milczkowa — powiedzcie mi też, o który to las ojcowie się z Zawadkami prawowali? bo ja choć tyle lat przecie w Lipowicach przebyłam, a nie mogę tego pomiarkować.
— Widzi pani, to właśnie sztuka jest, że onego lasu wcale niema.
— Niema?
— Sprawiedliwie że niema.
— Ale za ojców widać był?
— E, mnie się widzi, że jego już i za ojców chyba nie było.
— Tedy o cóż się prawowali?
— A o las.
— Dziw wielki, nie pomiarkuję.
— Tedy powiem — rzekł Piotr. — Sprawa zaczęła się dawno, kiedy jeszcze las był, a prawdziwie nawet nie las, tylko lasek na wzgóreczku. Jak się sprawa tedy zaczęła, jak Zawadki Lipowicom, a znów Lipowice Zawadkom najście gruntu zrobiły, jak poczęły się wielkie bitwy, że wieś na wieś, jakby człowiek na czło-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.