— I przy kim honor został?
— A jakże! przy naszych, przy lipowickich. Nasi byli mocniejsi, dłużej się trzymali. Dobierali co najlepszych adwokatów, mecenasów najpierwszego gatunku i jak zaczęli prawować a prawować, tak i wyprawowali, postawili na swojem. A przez te wszystkie lata jak ona sprawa szła, przez on cały czas, złość między wsiami taka trwała, że choć to tak oto po sąsiedzku, a przecie nie było zdarzenia, żeby lipowicki kawaler z Zawadek pannę wziął, albo li żeby znów który z Zawadek, na to mówiąc, do Lipowic po pannę przyjechał. Daliby jemu pannę, że musiałby zmykać za dziesiątą granicę, gdzie pieprz rośnie.
— Spodziewać się! gdzie przy takiej zawziętości wesele komu w głowie?!
— Eh! młodziaki nie bardzo na to zważali, ale jak jeden i drugi porządne lanie dostał, jak mu nakładli co tylko wlazło, to dziesiątemu zapowiedział, żeby lipowickie panny omijał.
— Żeby ona z samego złota była — odezwał się Milczek — to jabym na taki sposób nie poszedł.
— Kto ze złota?
— A toć panna. Właśnie dopiero ci smak takie zalecanie! Zamiast uczciwego poczęstunku, jako się godnemu kawalerowi należy — wały! Niechby je psi zjedli takie zaloty i takie panny i taką wieś! Wyrzekłbym się, wyparł, odżegnał...
— Niby to tylko według panien takie sobie wstręty pokazywali. Oho! niech-no jeno z Lipowic
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.