— Dlaczego?
— Bo tu w Latoszynie źle nie jest; Bogu dziękować grunt dobry i miejsce porządne, na co znowu szczęścia próbować?
— Jest co prawda nie jedna fortuna do kupienia, nawet kilka fortun podobnych, żeby coś i zarobić można, ale mnie samemu nie pilno. Czego będę na stare lata szukał? a co się tyczy grosza, skoro go się nazbiera, to bajki; niech leży, dzieciom się przyda.
— Tedy nie za fortuną jedziesz?
— Nie.
— Więc po co?
— Ciekawaś?
— Bo i pewnie. Każda żona ciekawa, która o męża swego dbająca jest, a zgrzeszyłbyś, gdybyś pomyślał nawet, że ja o ciebie dbałości nie mam.
— No, juści co prawda, to prawda, nie mogę o tobie inaczej powiedzieć, jeno żeś sprawiedliwa kobieta, przez tyle lat krzywdy żadnej od ciebie nie miałem...
— Choć raz przemówiłeś po ludzku. To powiadasz, żeby ci z odzieniem lepszem węzełek do bryczki dać?
— Ano daj.
— Dobrze, dobrze, nawet Julce tknąć nie dam, sama ci wyrychtuję... a może i pożywienia jakiego ci przysposobić na drogę?
— Jak sobie uważasz.
— A długo masz w onej podróży być?
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.