wszystko jak najlepiej. Ty nie widzisz, bo przy swojem gospodarstwie w nasze kobieckie interesa się nie wtrącasz, ale mnie wierz, bo ja gospodyni też nie dzisiejsza, a powiadam ci, że takiej Julci, czy do ogrodn, czy do przędziwa, czy do obory, czy do jakiej chcesz rzeczy, nie znajdziesz, żebyś w samo południe z latarnią po świecie szukał.
— Dobrze to, ja sam wiem, że Julcia porządna dziewucha, ale po co mam ją włóczyć po świecie?
— Niechże ją przynajmniej ludzie obaczą.
— O to! nie widzieli dziwu!
— Ale przecie, mój Zacharyaszu, czas na nią. Może się jaki kawaler trafi, wydaćby trzeba...
— Ho! ho! jak kawalery chcą, to wiedzą gdzie Latoszyn...
— Wiedzą, albo i nie wiedzą. Tu kto się trafi? Sam powiedz, kto się trafi?
— Albo ja wiem.
— Po okolicy, albo panowie duże, albo chłopstwo. Pan nie będzie się o Julcię dobijał, a chłop...
— Niema o czem gadać. Panu, choćby się nawet i dobijał, Julci bym nie dał.
— A widzisz.
— No tak, ona szlachcianka sobie prosta, ale rodu dobrego, trzeba jej też i męża takiego jak ona, pana brata, szlachcica sprawiedliwego, co i ambit swój ma i roboty się nie zlęknie.
— A gdzież takiego zdybiesz? Właśnie gdybyś Julcię ze sobą wziął, to możeby jakie spotkanie było. Koło Lipowic toby się znaleźli kawalerowie samo
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.