— Aha! już wiem, już wiem. On niedawno nastał. Czy jegomość do niego jedzie?
— Trochę jakby i do niego.
— Może on krewny jegomości?
— Eh... nie...
— To pewnie jegomość ma do niego interes?
— Bez przyczyny nie jechałbym tyli kawał drogi.
— Jaki to interes może być?
To już moja rzecz.
— No, niech będzie swoja rzecz. Ja nie lubię się komu naprzykrzać, ale przez życzliwość to ja jegomości powiem, że on dużego znaczenia nie ma.
— A co mnie do jego znaczenia?
— Myślałem. Jeżeli jaki interes jest do głównego plenipotenta, to najlepiej robić przez pana Kleina, rządcę... a do tego rządcego znów najpewniej można trafić przez Berka, co główną propinacyę trzyma. Ten Berek to wielka osoba! on wszystko może, rządca i plenipotent słuchają się jego jak małe dzieci.
— Ja nie mam do nich interesu żadnego.
— Czy jest, czy niema, nie szkodzi wiedzieć.
— Ja tam tylko o tego młodzika chciałem się spytać.
— O Rafalskiego?
— Tak.
— A co jegomość potrzebuje o nim wiedzieć?
— Potrzebuję albo i nie potrzebuję. Ot tak, zgadało się, to i pytam, dla ciekawości.
— Nu, co prawda, niewiele o nim tu słychać...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.