— Aj, aj! dlaczego jegomość taki prędki?
— Oddaj kiedy ci po dobroci powiadam.
— Ny dobrze, ja oddam.
— No to kładź.
— Ja nie mam przy sobie.
— To ja z tobą do starej karczmy, do stancyi twojej pójdę.
— Ja powiadam prawdę, że dziś to ja i w stancyi także nie mam.
— Widzisz jaki cygan!
— Co mam cyganić?! Czy to grzech jak kto niema w tej chwili pieniędzy? Ja handluję. Dziwnoby było, żebym miał zawsze pieniądze. Każdy grosz potrzebuje ruchu. Dziś jest, dziś niema, wczoraj przyszedł od ludzi, dziś poszedł między ludzi, cały handel na tem stoi! Kto chce zbierać, to dusi pieniądze w skrzyni, kto dorabiać się chce, to puszcza je w ruch, żeby szły... żeby rosły.
— Co mnie do tego? Ja ci powiadam oddaj, to oddaj, bo inaczej cię ztąd żywego nie wypuszczę!
Mordka za Ignacym stojąc, śmielszym się czuł, tembardziej że i inni sąsiedzi, słysząc kłótnię, zaciekawieni na dziedziniec powychodzili. Próbował więc z innej beczki.
— Aj, panie Rafale — mówił — źle sobie jegomość miarkuje, bo jak mnie żywego jegomość nie wypuści, jakim sposobem jegomość od umarłego swoje pieniądze odbierze?
Wędrowny roześmiał się.
— No — rzekł — juści sprawiedliwie żyd powiada,
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.