Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Hulajdusza także spać nie poszedł.
Wziął kij w rękę i w pole się udał. Cała jego fortuna była już wyprzedana, pobrał zadatki od nabywców — ale przed zrobieniem aktu jeszcze raz chciał na pola spojrzeć, rozważyć, czy nie sprzedał za tanio, namyśleć się, czyby nie zwrócić zadatków.
I pola żal mu było i pieniędzy wziętych żal także.
Kupno części Latoszyna nęciło go, lecz zarazem napełniało obawą. Kto wie, co tam będzie? Towarzystwo zostaje przy gruncie, część szacunku także hypotekę obciąży. Jeżeli urodzaj dopisze, to pół biedy — ale w razie klęski, pomorku, albo gradu?
Wstrząsnął się, pomyślawszy o tem, i zrobił taki gest, jakby komu wygrażał.
Dziwny był to człowiek ten szlachcic. Nazywano go Hulajduszą, bo takie przezwisko po dziadku hulace w spadku dostał, ale wcale na Hulajduszę nie wyglądał.
Ponury i milczący, ludziom prosto w oczy nie patrzył, lecz z pod spuszczonych powiek po stronie wodził oczami; z nikim się w rozmowy nie wdawał, nigdy nie zabawił się w porządnej kompanii, na jarmarku, albo na odpuście.
Powiadali o nim, że pierwszą swoją żonę głodem na śmierć zamorzył, ale druga za to całkiem mu do serca przypadła, gdyż przewyższała go w skąpstwie.
Oboje wyglądali jak szkielety, odziewali się lada jako, a obuwie nosili chyba tylko w mróz wielki, lub w święto uroczyste.
Czem się żywili, nikt nie wiedział, ale ani pa-