Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

A ten Rafał nie szeptał już, ale syczał, właśnie jak gadzina, gdy językiem rozszczepionym obraca, a jad chce na kogo wypuścić.
— Ja ci wszystko oddam za to jedno słowo, za to jedno słowo, gdzieś ją widział i z kim?
Tu już żyda strach jeszcze bardziej zdjął, przeraziła go ta gorącość dziwna, która od Rafała szła, ten ogień co z jego oczów buchał.
Cofnął się i już uciekać chciał, ale Rafał przytrzymał go za rękę i prawie płacząc, prosić zaczął:
— Powiedz, powiedz co wiesz. Niech raz albo tak, albo tak będzie. Niech ja wiem, powiedz... ja nie poskąpię, ja fortunę całą oddam, tylko powiedz. Słuchaj żydzie, jeżeli w Boga wierzysz, a wierzysz ty w Boga?
— Pfe! czy ja pies jestem, żebym w Boga nie wierzył? Tfy! co jegomość chce? dalibóg, ja nie mogę wiedzieć co jegomość chce?
— Toż mówię ci co chcę, powiedz!
— Co powiedzieć mam? co ja powiedzieć mogę?
— Przecie wiesz!
— To cała komedya dalibóg! Jegomość myśli że co wiem, a ja nie wiem nic, co ja mogę wiedzieć? Niech ja usłyszę co ja mogę wiedzieć?!
— Nieprawda! łżesz, oszukujesz mnie! ty wszystko wiesz, ty wiesz gdzie ona chodzi, co robi...
— Nie wiem.
— A dlaczego mówiłeś że ja mam w domu zmartwienie, zkąd wiedzieć możesz, że ja zmartwienie mam