Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja ci nawet ani dziesiątej, ani setnej części nie mówiłem tego co jest.
— Co może być? Powiada jegomość, że źle i że to źle co jest, nie jest nawet dziesiąta część z tego co jest! Niechże mi jegomość powie jakie to całe złe jest?
— Całe?! chcesz wiedzieć jakie to całe złe? Ha! wleź mi w piersi, w głowę moją wejdź i obacz jaki tam ogień, jaki żar, jakie piekło!...
Żyd przerażony odskoczył.
— Pfe! pfe! co jegomość najlepszego powiada? Jegomość sobie pewną krzynkę podchmielił, jegomość, z przeproszeniem, trochę napity jest.
— Pójdziesz ty!
— Pójdziesz! Ładne słowo! Czy ja jestem jegomości pies, żebym potrzebował słuchać taki komplement? Ja nie chcę, ja wcale nie chcę znać taki konfidencya!
— To nie znaj.
— Ej, panie Rafale, na co nam ta sprzeczka? Jegomość sobie krzynkę prześpi i wszystko będzie dobrze.
— Myślisz że każdy może spać?
— Aj, aj! Ja jegomości dam takiej gorzałki z kropelkami, że jegomość będzie spał jak kot.
— Głupiś ty!
— Niech ja będę głupi, a jegomość niech będzie zdrów! Niech jegomość napije się. Robaka dyabli wezmą i zmartwienie dyabli wezmą. Jegomość sobie trochę prześpi, a potem pogadamy o interesach, o wszystkiem. Niech jegomość idzie już, niech jegomość idzie do chałupy.