Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

zamieszkały, dobytku doglądali potrosze sąsiedzi, a gospodarz i gospodyni oboje legli już w ziemi.
W ziemi, bo i Rafał już nie żył, rękoma własnemi koniec ze sobą uczyniwszy.
Nazajutrz po zabójstwie żony znaleźli go w lesie, ale już nieżywego.
Czy go żal taki ogarnął, czy sumienie dręczyło... czy może, co i najpodobniej rozum go odstąpił do reszty, dość że się na życie swoje targnął i obwiesił się sromotnie w lesie na dąbku.
Straszna zbrodnia! straszne rzeczy!
Były przecież, czy jeszcze w Lipowicach, czy choćby i tu w Latoszynie, sprzeczki różne i kwestye; za czasów onego sławnego procesu zachodziły i bitwy tęgie, w których wieś na wieś, jak chłop na chłopa uderzała, ale takiej zbrodni i takiego na życie własne nastania, jeszcze w rodzie Lipowickich nie było.
Dopust Boży!
Opowiedzieli Zacharyaszowi sąsiedzi wszystko dokumentnie, tak jak było. Jak sąd zjechał z doktorem, jak leśniczy Antoni wszystko pod przysięgą zeznał i jak potem spowiadał się w kościele i za duszę nieboszczki nabożeństwo zakupił. Jako się Rafałowej pogrzeb foremnie odbył, a narodu moc się zeszła. Sam proboszcz na cmentarz ją wyprowadził i nad grobem przemówił tak gorąco i pięknie, że się wszyscy popłakali rzewnie, a te języki co plotek chciwe i sławy niewieściej oszczerstwa, musiały całkiem umilknąć.
Pogrzebali ją na cmentarzu, na wzgóreczku, pod brzozą, a ów Antoni, jak się tylko pogrzeb skończył,