pomodliwszy się na grobie, zaraz odjechał z tych stron. Powiadają że do samego hrabiego miał jechać i prosić, żeby go do innych lasów, gdzieś tam za Bug podobno, przeznaczył, bo tu dla wielkiej serca żałości pozostawać nie chciał i mocy na to nie miał wcale.
Rafał nie na poświęconej ziemi spoczął.
Wywieźli go na wozie, bez krzyża, bez śpiewania, bez światła i pogrzebali za murem cmentarnym, na polu. Baby ze wsi powiadają, że coś tam straszy teraz na tem miejscu po nocach, ale widać to takie oto, zwyczajnie kobiece gadanie, bo jako żywo nikt onych strachów na oczy swoje nie widział.
I koło czworaka nocną porą boją się ludzie przechodzić, a już do tej olszynki nad wodą, gdzie Rafałowa zawsze w święto przesiadywać lubiła, to nawet wieczorem nikt nie zajrzy, bo się tam podobno jakaś biała osoba pokazuje...
Ot bają ludzie...
W lesie, na onem miejscu, gdzie krew była przelana, pozostawiła szlachta krzyż wysoki, dębowy, na gniewu Bożego przebłaganie i na pamiątkę, że się w onem miejscu taka straszna rzecz stała, jakiej jeszcze w Lipowickich rodzie nie bywało i chyba już nigdy nie będzie.