Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz zaraz Wojtuś na zapowiedzi dał, a Kunda Milczkową do pomocy zaprosiwszy, wzięła się do pracy, żeby wesele wyprawić godnie, jako się córuni ukochanej, a przecie i dziedziczce latoszyńskiej przynależy.
Żydów krawców dwóch przyjechało z miasteczka i ci dzień i noc odzienie różne szyli dla panny młodej, żeby z pustą skrzynką domu ojcowskiego nie opuściła.
Między dobytkiem rzeź uczyniono, bo Zacharyasz gości pospraszał dużo, do Lipowic na stare śmiecie sam jeździł i konnego dwa razy posyłał, żeby wszyscy sąsiedzi dawni dom jego w takiej uroczystości nawiedzili.
Jakoż zjazd był w Latoszynie wielki, a wesele, o którem pewnie ludzie do dziś dnia wspominają!
Pewnie że wspominają, bo wesele było wielkie, nad weselami wesele!
Od mięsa różnego, od okras, kur, gęsi, prosiąt, ciasta wszelakiego, pierogów osobliwych, kartoflanych pączków, stoły uginały się aż, a trunek rozmaity, co najkosztowniejszy, co najosobliwszy, lał się z butelek, z gąsiorów i beczek strumieniami. Wódki różne i arak i miód i piwo i wino nawet było, a już najbardziej krupnik gorący, szlachecki prawdziwy krupnik.
Że sobie w godnej kompanii podochocono, że każdy serce swoje otworzył na oścież, prawie jak stodołę, że się w żalach swoich użalił, w smutkach wypłakał, w radościach uśmiał, w kochaniu wycałował, w pomyśleniach wyspowiadał, o tem, jak myślę, i powiadać nie potrzeba, bo właśnie na weselu, gdzie tyle trun-