maleńku, nie śpiesząc się i nie przerywa sobie, jak w inszym stanie, próżną gadaniną, ani nie śmieje się przytem, tylko chce sobie podjeść po ludzku.
To też, gdy panowie bracia jedli, panowało milczenie, przerywane brzękiem łyżek i noży, albo chichotaniem się kobiet, które z wielką wstydliwością do kieliszka się brały.
Hulajdusza jadł tak, jakby go ta uczta miała już na całe życie zasycić, a prawdę rzekłszy, nietylko o gębie, ale i o kieszeniach pamiętał, bo tkał w nie ukradkiem co mu pod rękę wpadło, kawałki mięsa, dzwonka śledzia, bułki. Oczy mu się świeciły jak u kota, bo na takich godach nie bywał i tyle jadła na raz pewnie w swojem życiu nie widział.
Gdy już goście pożywili się cokolwiek, Gerwazowa gorący krupnik podała. Ponalewano szklanki i wnet gwarno się zaczęło robić i głośno.
Zacharyasz podniósł się z ławy. Ciężką pięścią w stół grzmotnął, aż szkło wszystko brzęknęło i zawołał:
— Panowie bracia kochani, sąsiedzi i przyjaciele, które tu w uczciwej kompanii zgromadzone jesteście! żyliśmy ze sobą rozmaicie, jako po sąsiedzku, że jeden drugiemn bydlę w szkodę wpędzi, albo choćby nie ze złego serca psotę jaką uczyni, która że dla popędliwości ludzkiej, jako każdy za chudobą swoją i mieniem stoi...
— Oj prawda, prawda święta!
— Więc — ciągnął dalej mówca — czy przetrąci, czy zajmie, czy trafunkiem sochą o cudzą miedzę za-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.