wadzi i półskibki oderznie, co i każdemu się trafi, my, odchodzące już od was, odpuszczenia prosimy, które żebyście słowem złem nie wspominali imienia naszego...
— I Chrystus Pan łotrowi na krzyżu odpuścił — rzekł, składając ręce nabożnie, Wydra.
Zacharyasz usiadł.
— Panie bracie — zawołał Gerwazy — co złego wyrzucamy z serca swego; a coście dobrego zrobili, za to zawsze będziecie nam mili!
— I gładko i do składu — rzekł Hulajdusza przeciągle, chowając do kieszeni spory kawał kiełbasy.
— I prawdziwie do składu — pisnął mu nad samem uchem młody Milczek, dostrzegłszy manewr z kiełbasą.
Hulajdusza oczy spuścił i udał, że nie słyszy przymówki.
— Ej! ej! czy tak, czy siak — ozwał się jeden ze szlachty — a zawsze szkoda was, panie Zacharyaszu! Tyle lat!
— Tyle lat!
— Od urodzenia samego... a teraz na starość opuszczacie nas, porzucacie swoje pole i swoje obejście i sąsiadów...
— Porzucacie!
— Odchodzicie w świat daleko... Bogu tylko wiadomo, czy obaczymy się kiedy.
— Ej co tam! góra z górą się nie zejdzie...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.