Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

też nie ma śmiałości mówić, bo się boi, żeby nie obrazić wspólnika.
I sprawiedliwie, jak można obsiedziałemu gospodarzowi i szlachcicowi rzetelnemu powiedzieć: tobie, bracie, pasuje szkło!?
Inszy zaraz za kłonicę porwie i krzyknie:
— Ty sam szkło weź, taki i taki synu! w moim rodzie od dziada pradziada szklarzów nie było — i ja, przy boskiej pomocy nie będę?
I będzie miał sprawiedliwą racyę, bo gdzie kto w dobrym szlacheckim rodzie szklarza widział?...
Od samego świata założenia, od kiedy królowa Bona żyła, choć się najdziwniejsze dziwa działy na świecie — choć jedni króle marli, a drudzy nastawali, czy to za szwedów, czy na to mówiąc za sasów, zawsze się żydy szklarstwem trudnili i po wiek wieków trudnić będą. Nie godzi się zatem niczyjego honoru, ani niczyjego imienia posponować i w poniewierkę dawać.
Nie godzi się — a prawdę rzekłszy i nie bardzo bezpiecznie, bo inszy, popędliwy a z ambicyą, nie będzie na osobę zważał, ale w zapalczywości gotów ugodzić czem twardem, nie pytając.
Wprawdzie można go później za to o dyfamacyę po sądach włóczyć, ale tego co przylepione żaden sąd nie odlepi.
Zacharyasz, praktykowany człowiek, wolał już o szkle nie wspominać wcale.
Może się jaki żydzisko trafi i z kłopotu wybawi.
Ale jak budowle dzielić? w tem sęk. Rozebrać — juści, ma się rozumieć, że rozebrać, ale ztąd nowe kwe-