stye. Choć i Milczkowa swoim rozumem doradza, niewiele to pomaga, bo wszyscy swoje żądania mają — a już Hulajdusza najbardziej bruździ. Wszystko by chciał zagarnąć, wszystko zabrać... i budowle i ogród i drzewinę z dziedzińca.
Nawet kamienie, co przy drodze leżą, nawet te kolące krzaki, co pod płotami rosną — wszystko mu pasuje, wszystko by wziął.
Zeszedł z tydzień, zanim się jaki taki ład dało zaprowadzić, a choć pretensyj było dosyć i każdy czuł się pokrzywdzonym, aliści przecie Zacharyasz podział zrobił i zaraz do rozbiórki budowli, do wycinania drzew się wzięto.
Od świtu samego siekierami stukano, bale i belki każdy na swoje miejsce zwłóczył, gdzie sobie upodobał nową siedzibę stawiać.
Dość drzew pod toporami padło: jedne dla tego, że widok zasłaniały, drugie, że były dobre na opał, albo na jakie statki, inne, że je zaraz żydzi chcieli kupić.
Przyjeżdżał z sąsiedztwa ogrodnik. Nagadał on, że to jakieś osobliwe gatunki, że wielką cenę mają — ale sam kupować nie chciał, więc wiadomo było, że mani i tak tylko zmyśla.
Włosy sobie ten ogrodnik darł z głowy, bo tu ongi w Latoszynie służył i swoją ręką różnego badyla dość nasadził i namnożył. Słuchali go panowie bracia z początku, póki po ludzku przemawiał; ale jak zanadto gębę rozpuścił — wnet mu pokazali drogę, żeby sobie
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.