— Rozbójniku, powiadasz. Dobrze. Powiedz jeszcze raz, ale przy świadkach, powiedz, to się dowiesz gdzie raki zimują.
— Aj waj! gewałt! rozbój!
Zacharyasz, usłyszawszy krzyk, nadbiegł; za nim podążył Wędrowny i Milczek.
Milczek śmiał się na całe gardło.
— Piskorza pojmałeś, Rafałku — wołał — piskorza! ale chudy psiakość i suchy jak sosnowa drzazeczka!
Zacharyasz Hulajduszy rękę na ramieniu położył i rzekł:
— Puść — co to?!
— A to ten, taki syn, żyd, tu nam najście domu robi i woła na mnie: słuchaj-no ty...
— Ny, jak ja mam na was wołać?
— Zaraz cię nauczę...
— Jak ja na pana mam mówić? a może pan sam dziedzic jest?
— Jakbyś wiedział, że dziedzic.
— Ny, patrzcie tylko! czy ja mogłem zmiarkować, żeby dziedzic, latoszyński dziedzic, za takiego łapserdaka sobie przebierał? Czy to podobne jest?
— Nie dogaduj-no, żydzie — rzekł Zacharyasz — a ty, panie Rafale, puść.
— Panie Rafale!? — zawołał żyd. — Panie Rafale!... no, może ja obraziłem — ja przepraszam. Wolno panu przebrać się w taki szlafrok, jak jego fanaberya chce. Panu wszystko wolno. Niech jegomość nie ma do mnie pretensyi. Taka paskudna kapota...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.