— Ja jegomości powiem. Prawdziwie myśmy zaarendowali, bo powiedz pan sam gdzie prawda jest?
— Prawda... rozmaicie.
— Na niebie i ziemi i na każdem miejscu — rzekł, śmiejąc się Milczek.
— Jegomość sobie omylił — odpowiedział żyd. — Na niebie i na ziemi i na każde miejsce to jest Pan Bóg.
— Rzetelnie żyd powiedział — odezwał się Zacharyasz — co rzetelnie, to rzetelnie, jakby na lamentarzu czytał.
— Ny, widzi jegomość... ale gdzie prawda?
— W sądzie — wtrącił Hulajdusza.
— Aj waj, pan Rafał to widać wielgi sądownik jest; bywa i w sądzie, prawda, ale najprawdziwsza prawda to gdzieindziej jest.
— Gdzież u licha ciężkiego?
— W kieszeni. Aha! może nie? A że nasze żydki wszystkie kieszenie znają, to i prawdę znają.
— Niech go zimny wiater ogarnie! — huknął Milczek — oto trafił jak kulą w płot; w kieszeni to pieniądze są, ale nie prawda.
— Nie... jak kieszeń całkiem pusta, to w niej pieniędzy niema, ale prawda zawsze jest.
— Jaka prawda!?
— Taka, że ten człowiek co pieniędzy nie ma, jest kapcan. No, czy nie?
— Wygadanyś ty, widzę, mój żydku, gębę masz jak młynarski pytel.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.