— Aj, aj, jakie to zdarzenie osobliwe, akurat moja pierwsza znajomość w Latoszynie była z panem Rafałem. Czy ja mogłem się spodziewać! na moje sumienie, to osobliwość!
— Juści osobliwie cię za kołnierz trzymał — rzekł, śmiejąc się, Milczek.
— Wielka rzecz kołnierz! Jegomość chciał próbować, czy nasze krawcy mocno szyją kołnierzów. Ktoby myślał, że to była awantura, a to była tylko próba! Czy to człowiek nie może robić próby? przecież powiadają nawet „próba fraj“. Panie Rafale! niech mnie jegomość tę starą karczmę wynajmie. Ja dobrze zapłacę.
Hulajdusza nic nie odpowiedział, Zacharyasz odwołał go na stronę.
— Słuchaj-no, Rafale — rozpowiadał mu pocichu — nie ryzykuj, nie łaszcz się na przychód, nie przyjmuj go. Nie wiadomo co to za żyd, może złodziej, a może złodziejów naprowadzi. Ja cię przestrzegam po dobremu, po sąsiedzku, że możesz nam wszystkim, jak jesteśmy, piwa nawarzyć.
— A karczma czyja? — spytał Hulajdusza, patrząc, jako miał zwyczaj, w ziemię.
— Toż twoja.
— Kiedy moja, to chyba ja do niej mam prawo, a czy ją żydowi puszczę, czy rozwalę, czy podaruję, to komu do tego nic.
— Ale widzisz, Rafałku, podumaj, sąsiedzka rzecz.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.