— Mnie sąsiady chleba nie dadzą, a przecie wolnoć Tomku we swoim domku.
— Jużcić wolno, kto zaprzecza... tylko...
— Ja wam nie sługa, a wy mnie nie pan, ja Zacharyaszowi nie dziecko, a Zacharyasz mnie nie matka.
— Rób sobie jak chcesz, ale pamiętaj...
— Nie mam ja nic do pamiętania.
Żyd tę rozmowę przerwał.
— Ny, panie Rafał, co jegomość myśli? niech ja słyszę słowo.
— A coś ty, żydku, za jeden? — spytał Zacharyasz.
— Ha! ha! co ja za jeden? pytaj się jegomość chłopów, mnie tu wszyscy znają.
— A ja nie — odpowiedział Zacharyasz.
— I ja — dodał Milczek, śmiejąc się jak zwykle. — Zachciał, żeby my z całego świata mieli żydów znać?
— Ny, co tu gadać, ja jestem Mordka... Mordka Glas, rodem z Białej, słyszeliście państwo o Białej? wielkie miasto! Teraz to ja sobie mieszkam tu w poblizkości.
Hulajdusza odezwał się ponuro:
— Skoro chcesz gadać, to do izby chodź, ja na dworze gadać nie lubię.
— Rafale! — rzekł Zacharyasz — namyśl się...
— Et, mnie rozumu uczyć nie trza. Nie mam czem nauczycielów opłacać.
— A niech cię, kiedyś taki!
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.