być tak wystrojona, jak cała hrabina. Na moje sumienie!
— Wszystkie tak?
— Żebym ja tak szczęście miał! Mój szwagier, pierwszy tutejszy krawiec, to ciągle ma robotę. On nowomodne suknie robi, on damski krawiec jest. On niedawno robił dla panny z Wilkowa suknię na wesele... to miał całe trzy dni pracy. On sam szył spódnicę, a jego trzy czeladniki robili ogon! we trzech robili jeden ogon! Żebym ja tak zdrowia nie miał. Godna jejmość wie, że każda okolica ma swój obyczaj. W jednej stronie ludzie chodzą po prostemu, w drugiej po pańsku — u nas po pańsku chodzą. Tu jedna żydówka-fryzyerka targuje do roku samych warkoczów za całe sto rubli.
— Warkoczów!
— Co jejmość myśli? czy to każda kobieta ma swoich rodzonych warkoczów? Nie każda — a skoro moda jest, żeby warkocz był, to ona go sobie kupi i przypasuje do głowy.
— Tfy! — mruknął Rafał, spluwając.
— Ny, co robić? Jak moda przykazuje, tak każda dama chodzi, przez to biedne ludzie zarobek mają. Niech-no godna jejmość sobie uważy, mnie się zdaje, że ta żółta chusteczka toby jejmości akuratnie pasowała. To jest fajn kawałek odzienia, pół jedwabny interes. Niech godna jejmość uważy.
— Może drogo?
— Co ma być drogo? oddam bardzo tanio.
— Za siła?!
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.