Hulajdusza siedział przed czworakiem, jako miał obyczaj, fajkę paląc.
— Dzień dobry, panie Rafale.
— Dzień dobry.
— Parę słów miałbym powiedzieć.
— No, to gadaj.
— Trafia się jeden interes, doskonały interes, grosz na groszu można zarobić.
Rafałowi oczy się rozśmiały.
— Grosz na groszu, powiadasz? — rzekł, podnosząc się z ławki.
— Więcej, na moje sumienie więcej, tylko trzeba śpieszyć, pilno jest.
— Niby jak?
— No, powiadam, trzeba śpieszyć, bo może kto złapać, a szkodaby było, ja sam chciałem już tam jechać, ale nie mam tyle pieniędzy.
— A dużo trzeba?
— Niewiele, dwieście rubli, może trochę więcej. Czy pan Rafał ma taką sumę?
— Znajdzie się.
— To trzeba, żebyśmy zaraz pojechali.
— Oba?
— Oba, ale zaraz... w handlu to czasem jedna godzina znaczy.
— Daleko?
— Będzie dobre dwie mile... w nocy wrócimy.
— Widzisz, bo święto dziś, jakoś nie pasuje... i tak gadają, żem się żydami obsadził, że duszę gubię.
— Niech ich dyabli wezmą! Niech oni sobie ga-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.