— Bo i pewnie, że wstyd, ale co robić, co poradzić z takim kozłem upartym?
— Ja na to nie doktór, to tylko wiem, że taki jeden może na całą naszą gromadę karę Bożą i jakowe nieszczęście sprowadzić.
— No, to go wziąść i wypędzić za dziesiątą granicę — odezwał się Milczek, wytrzeszczając zęby białe jak u wilka.
— Ot powiedział co wiedział! Jakże kogo z własności wypędzić?
— Lepiejby może kupić od niego?
— Ale spytajcie się, co on teraz za swoją część zechce?
— Jabym miarkował — odezwał się Wędrowny — że wartoby kogo namówić, żeby niby to dla siebie kupił.
— Prawda, bo nam nie sprzeda.
— Eh! moi kochani — rzekł Zacharyasz — łatwo to gadać. Namówić, podstawić kogo, kupić... i ja to sam wiem bez was, nie pieniędzy zkąd weźmiemy? Na Nowy Rok mamy dług płacić, kredytorstwo też czekać nie będzie, podatki... a z czego? z tego zbioru co jeszcze na polu stoi? Ktoby teraz pieniądze mógł mieć? chyba ty, Milczek?
— Ja? ha! ha!
— No, gadaj, dużo masz pieniędzy?
— Albo ja wiem? ja tam swoich pieniędzy nie rachuję.
— A któż za ciebie?
— To kobiecka rzecz?
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.