zmykajmy, bo już się moja kobieta rozchodziła, a skoro się ona rozchodzi, to niech ręka Bozka broni!
— Siedź, piecuchu, kiedy honoru swego nie czujesz, a głupiego słowa nie powiadaj ni w pięć ni w dziewięć!
— Cicho, cicho — odezwał się Piotr — spokojnie, zgodnie, po Bożemu, nie wadźcie się, bo to obraza Pana Boga i wstyd. Toż i dziś niedziela święta...
— No — rzekł Zacharyasz — po prawdzie i sprawiedliwości, pani Milczkowa ma racyę.
— A ja nie mam racyi? — zawołał Wędrowny.
— Rozmiarkowawszy wszystko dokumentnie, to jest tak: Ignacy ma trochę racyi, a pani Milczkowa ma dużo racyi, a my wszyscy nie mieliśmy dobrej racyi z Rafałem do współki przystawać. Ale cóż? Źle się stało, trzeba żeby się tedy odstało. Trudno to będzie, bo trudno, ale spróbujemy. Spróbujemy, nie śpiesząc, niech każdy myśli, a może co wymyślimy.
— Każdy? — zapytał Milczek.
— Ma się rozumieć że każdy.
— No, to myślcie, skoro wasza wola i ochota... a ja nie.
— Dlaczego?
— Albo ja głupi głowę sobie psuć!... Pójdę lepiej do sadu, położę się w chłodzie i prześpię się rzetelnie.