— Za tydzień.
— Czy nie będzie to niedyskrecyą, jeżeli zapytam w jakim celu?
— Byłoby nonsensem, gdybyś nie spytał. Pragnę, żebyś się ożenił... już czas.
— Ja? żebym się ożenił?
— Tak. Mówię po polsku, wyraźnie i dość głośno: Życzę sobie, żebyś się ożenił...
— Z kim?
— Z osobą, którą ci wskażę...
— Ojciec żartuje chyba!
— Jestem za poważny, żebym w ogóle kiedykolwiek żartował.
— W takim razie, równie poważnie odpowiedzieć muszę, że ja nie mam wcale zamiaru ożenienia się...
— Nigdy?
— Nie wiem, ale teraz nie.
— Więc nie życzysz sobie jechać ze mną do Warszawy i postąpić według mojej woli?
— Bardzo mi przykro...
— Przepraszam, ja nie pytałem: Czy ci przyjemnie, czy przykro, bo to do rzeczy nie należy; proszę mi odpowiedzieć wprost: życzysz sobie, czy nie?
— Nie.
— To jest twoje ostatnie słowo?
— Tak.
— W takim razie rozmowa nasza skończona.
Janio znowu się schylił do ramienia p. Sylwestra.
— Czy ojciec nie ma nic więcej do rozkazania?
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/104
Ta strona została skorygowana.