— Janiu! co tobie? — zawołała, ujrzawszy go tak przygnębionym.
— Nic, moja droga.
— Ależ ja widzę! ty chory jesteś, a może masz zmartwienie, ty coś ukrywasz przedemną.
— Nie.
— Byłeś teraz u ojca?
— Dopiero ztamtąd wychodzę.
— Posyłał wczoraj po ciebie, uważałam, że był w bardzo złym humorze, okazywał to nawet, a jak wiesz, rzadko mu się to zdarza. Co zaszło między wami? Powiedz mi, mój Janeczku!
— Pozwól niech trochę odpocznę, niech myśli zbiorę...
— Ach!.. więc jest coś...
— Są, kochana Irenko, bardzo smutne rzeczy. Każ mi dać wody zimnej, bo jakoś mi słabo.
Panna Irena pobiegła i wnet powrósiła z wodą. Janio wypił ją chciwie.
— Siadaj siostrzyczko — rzekł — opowiem ci wszystko szczegółowo... historyę jednej doby życia, ale takiej, co za lata może wystarczyć.
— Biedny mój Janiu i cóż to było?
Opowiedział siostrze w krótkości o wizycie w Zawadkach, rozmowie z Jadwinią, konferencyi z ojcem, wyznał wszystko co miał na sercu. Mówił spokojnie, bez uniesień, jakby nie o własnych smutkach. Irenka słuchała go w milczeniu; dopiero gdy skończył, rzuciła mu się na szyję.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/115
Ta strona została skorygowana.