Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

— Poznasz zapewne Kurosza, Irenko — rzekł Janio — osiada bowiem w stolicy naszej gubernii, jako adwokat. Właśnie Ludwiś przywiózł mi tę wiadomość.
— Jak to dobrze! Wyobrażam sobie, że i ty Janiu i p. doktór musicie być z tego bardzo zadowoleni; tyloletnie stosunki nie ulegną przerwie. Skupiajcie się panowie, skupiajcie — dodała poważnie — nie zaniedbujcie tej biednej, zacofanej prowincyi... tyle tu do działania, tak potrzeba głów silnych, i serc szlachetnych, i pracy rozumnej; właśnie to panom za zasługę poczytuję, że ukończywszy studya, nie trzymacie się Warszawy, lub w ogóle miast wielkich, chociaż może tam ponętniejsze i weselsze życie, lecz przychodzicie pracować tu i w zapadłym kącie chcecie cywilizacyę krzewić i biednym ludziom pomagać. To bardzo z waszej strony zacnie, bardzo dobrze... Janeczku — dodała, spojrzawszy na zegarek. — Ale już czas na mnie, muszę wracać, bo mama będzie niespokojna. Nie zapominajże o domu, przyjeżdżaj do Piotrowic, tyle mam zawsze do pomówienia z tobą.
— Cóż się tak śpieszysz?
— Nie, nie zatrzymuj mnie, mama czeka, a i zatrudnienia w domu nie braknie. Bądź zdrów.
Zarzuciła bratu rączki na szyję i ucałowała go serdecznie; Ludwikowi podała rękę.
— Może się przecież jeszcze kiedy spotkamy — rzekła. — Jedziesz pan teraz do rodziców?
— Tak pani.
— Proszę załączyć im ukłon od nieznanej a życzliwej, a pannie Jadwidze szczere uściśnięcie dłoni.