— Czy pani zna moją siostrę?
— Kocham ją — odrzekła z uśmiechem.
W chwilę później, tęgi gniady koń ciągnął małe saneczki po wybornej drodze, i parskał, żując wędzidło. Irenka kierowała go wprawną dłonią, zachęcając do szybszego biegu.
Janio długo jeszcze rozmawiał z Ludwikiem; wyznał mu wszystko, co miał na sercu, odkrył swoje smutki i przejścia, jakie miał z ojcem. Ludwik słuchał, nie przerywając; czasem westchnął; wreszcie przycisnął przyjaciela do swojej piersi szerokiej, i rzekł:
— Bądź spokojny, ducha nie trać i czekaj, jakoś to się przecież ułoży. Z ojcem nie zrywaj, gdyż w takich warunkach mój ojciec nigdyby na małżeństwo twoje z Jadwinią nie zezwolił, a ja stanąłbym również po jego stronie.
— I ty, przeciwko mnie! i ty!? — odezwał się Janio z wyrzutem.
— Zawsze za tobą, ale w tym wypadku — nie. Jesteście oboje młodzi, możecie czekać, aż się usposobienie twego ojca zmieni. Trudno Janeczku, trzeba być mężczyzną, umieć wytrwać, mieć siłę, nie poddawać się wrażeniom, lecz panować nad niemi. Za tydzień mój domek w miasteczku będzie już zupełnie urządzony, odwiedźże mnie; zobaczysz jak mieszkam. Nie lękaj się, głodem cię nie zamorzę, bo Florcia będzie moją gosposią.
Janio przyrzekł przybyć na instalacyę.
Dwaj przyjaciele pożegnali się serdecznym uściskiem, i Ludwik odjechał do Zawadek.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/133
Ta strona została skorygowana.