Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

czeństwa zamożne, są silniejsze od społeczeństw ubogich, że dobrobyt jednostek zmniejsza ciężary ogółu, że za tym dobrobytem idzie także cywilizacya i moralność. Chłop biedak i pijak pójdzie do mego lasu i ukradnie sosnę; chłop zamożny przyjdzie do mnie z pieniędzmi i drzewo kupi. Pierwszego muszę ścigać i włóczyć po sądach, jak złodzieja; drugiego obowiązany jestem szanować i uważam go za porządnego sąsiada i współtowarzysza w zawodzie rolniczym. Pierwszego z nędznej fortuny i lichej gospodarki wyrzuci lichwiarz za długi, gmina za niewniesione opłaty, drugiego nie ruszy z miejsca żadna siła. Przeciwnie, nietylko nie ruszy się on ze swego zagona, ale poskupuje pola lekkomyślnych i nieopatrznych, rozszerzy się na nich, zakorzeni, jak ta grusza dzika, co na miedzy siedząc, wszelkim burzom i wichrom urąga. Dęby walić się będą i padać, a ona zostanie zawsze taka sama, spokojna, niewzruszona na swojej miedzy, jak zawsze...
Pan Sylwester, wbrew obyczajom swoim, zaczął się zapalać, na twarz jego wystąpiły rumieńce. Kurosz mierzył go czarnemi przenikliwemi oczkami. Korzystając z chwili, w której p. Załuczyński mówić przestał, aby powietrza w płuca chwycić, odezwał się ironicznie:
— Prawda, szanowny panie, ale cóż z tej tak zachwalonej przez pana polnej gruszy? Siedzi na miedzy, bo siedzi, to prawda, ale gałązki jej najeżone kolcami, a owoc cierpki. — Pastuszek nie wykręci z niej fujarki, bocian nie założy na niej gniazda, nie każdy ptak spocznie na jej gałązkach kolących a nawet ten chłop, biedak i pijak, który nocą przyjdzie do pańskiego lasu po sosenkę lub dąb-