Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

— I czegoż to dowodzi? zagadnął p. Sylwester.
— A, dowodzi panie, dowodzi...
— Tego chyba, że mama, o której pan opowiada, niezbyt starannie wychowywała swego cherubinka.
— Na to ja się bez namysłu obu rękoma podpiszę, ale przyzna pan, że taki cherubinek to małe zwierciadełko... Odbija się w niem to, co je otacza. To ładna papużka, która powtarza to, co w domu słyszy. Dla mnie paplanina tej małej ma znaczenie dokumentu, świadczącego niezbicie, o czem mówią i myślą dorośli. Rubel! rubel! rubel! tysiąc rubli! cztery tysiące rubli, trzydzieści tysięcy rubli! oto główna treść rozmów, jakie są w tamtym domu prowadzone. Stanowisko ojca określone bywa za pomocą rubli, marzenia matki wyrażone w rublach, przyszłość jedynaczki także w rublach. Jednem słowem, tylko ruble, ruble i ruble, jak gdyby po za niemi i obok nich nie istniało nic na świecie, jak gdyby one i tylko one były jedynym celem życia i jedyną, wyłączną troską człowieka. Mała powiedziała wyraźnie, że dlatego tylko matkę kocha, że ma od niej ładne sukienki i dobre obiadki.
Pan Sylwester uśmiechnął się.
— Jako adwokat, dobierasz pan barw najjaskrawszych, ażeby sprawę swoją wygrać, ale oderwany fakt, choćby najwymowniejszy, nie daje jeszcze prawa do wnioskowania o ogóle.
— O! jeżeli o to idzie — rzekł Kurosz — znajdziemy więcej dowodów. Opowiedz Ludwiku o tym twoim byłym uczniu z Senatorskiej ulicy.