— Dobrze, mamo, pojedziecie obie z Irenką. Ja tu zostanę, dojrzę, zarządzę. Ojciec, gdy do przytomności powróci, przedewszystkiem o gospodarstwo zapyta. Musi być wszystko w porządku.
— Niech więc tak będzie, ale nam zaraz każ dać konie.
Janio kazał zaprządz do powozu, i matkę z siostrą wyprawił, a sam zajął się sprawami gospodarskiemi. Wydał dyspozycye, objechał folwarki, potem, już późnym wieczorem, do siebie na Majdan wpadł, robotę na dzień następny zarządził, potem notatki porobił, rachunki, i już dobrze po północy na łóżko się rzucił. Ledwie dzień, pojechał do miasteczka. Trafił właśnie na chwilę, kiedy wezwani telegraficznie lekarze zgromadzili się przy chorym. Zaszyli ranę na głowie, nogę wzięli w gips; p. Sylwester leżał wciąż bez przytomności, jak kłoda. Wstrząśnienie mózgu było groźne, ale nie tracono nadziei.
Z panią Załuczyńską więcej było kłopotu. Nie mogła spojrzeć na chorego, mdlała nieustannie. Postanowiono w obawie, żeby nie rozchorowała się ciężko, odwieźć ją do domu. Irenka miała jeden dzień przy ojcu, drugi przy matce przepędzać. Panna Florentyna, nie mogąc sama sobie dać rady, zawezwała siostry. Przyjechała panna Jadwiga. Irenka poznała się z nią bliżej i pokochała ją jak siostrę.
Nie jedną noc przepędziły razem na długiej, serdecznej rozmowie. Łączyła je sympatya, która przemieniała się w coraz żywsze uczucie. Zdawało się obydwom, że znają się od dzieciństwa, od lat najmłodszych. Panna Jadwiga
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/203
Ta strona została skorygowana.