Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

nym nie obowiązana. Same siły, a wypadkowa tych sił, cóż to za moc potężna! co to za gmach!
Pan Sylwester zastanawia się nad tem i rozmyśla, a jednocześnie na dnie jego serca ukryta, zagrzebana sztucznie w popiele iskierka, budzi się... jednocześnie stary wąsal, ujarzmiony przez wygolonego, sztywnego Anglika, buntować się zaczyna, burzy i kipi, i tym razem opanować go trudno, nie sposób prawie. Tyle lat więziony, domaga się praw swoich, domaga gwałtownie. Nie! — woła — nie wytrzymam już dłużej, nie poddam się tym okowom. Puść mnie do swoich, wyzwól z pod kupy złota, którą mnie przysypałeś, pozwól wyciągnąć ręce do bratniego uścisku, przytulić do piersi tych, których kocham... Ja muszę, ja chcę, ja potrzebuję kochać, pomimo twoich chłodnych i wyrachowanych teoryj, ja pragnę uścisków, uśmiechów, choćby nawet wybuchu łez, byle nie tego chłodu, co krew mrozi, usta zamyka, a najbliższych o całe przestrzenie oddala. Puść mnie, puść! dość wyleżałem się pod zimnym popiołem; pozwól mi rozpalić się iskrą, zajaśnieć żarem, wybuchnąć płomieniem. Zwróć moim rękom moc uścisku, z ust zdejmij zakaz pocałunków, oddaj mi wydarte prawa miłości!..
Pan Sylwester walczy z wąsalem, anglika wzywa na pomoc, ale i jemu sił braknie i on nie ma dostatecznych argumentów, aby zbuntowanego rzecznika serca przekonać dostatecznie. Przychodzi p. Sylwester do wniosku, że uczucie także jest siłą, a więc jako zwolennik wszystkiego co silne, szanować je musi. Paradoksem w rozumowaniu się ratuje, bo widzi, że ustąpić trzeba, a przeciwnikom słuszności nie chce jawnie przyznać. Cofa się w porządku, z bronią w ręku, z rozwiniętym sztandarem, ale cofa się...